niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 25: " Mario!... "

Dziś nie miałam w ogóle ochoty wychodzić z domu. Nico jeszcze słodko sobie spał, więc miałam chwilę na ogarnięcie domu, chociaż że panował w nim taki porządek, że nawet najmniejszej kropki kurzu nie było. Poszłam do łazienki, wykąpałam się i ubrałam w to.  Włosy spięłam sobie w koka i wróciłam do sprzątania. Po godzince Nicolas się obudził. Nakarmiłam go i pobawiłam się z nim trochę. Babcia poszła się z nim przejść na spacer, a ja siedziałam w kuchni i gotowałam obiad...

♥ ~ Mario ~ ♥
Od samego rana przeczuwałem, że dziś się coś stanie, ale mimo tego postanowiłem działać. Około 10 pojechałem do Leona, z nim porozmawiać. Niestety mój najlepszy przyjaciel mnie olał. Na szczęście w domu była jeszcze Samanta, która powiedziała mi gdzie dokładnie mieszka moja ukochana. Szczęśliwy wróciłem do domu, szybko się spakowałem i zabukowałem bilet na Ibizę jeszcze na dziś popołudniu. Przegryzłem coś i pojechałem na lotnisko. Szybko przeszedłem odprawę i po niecałych dwudziestu minutach siedziałem już w samolocie. Myślałem tylko o niej. Zamknąłem oczy i zasnąłem. Obudziły mnie mocne turbulencje, przestraszyłem się. Nagle usłyszałem głos stewardessy...
- Mamy problem z podwoziem, proszę nie panikować, będziemy lądować awaryjnie.
Serce podskoczyło mi do gardła, z góry spadły maski tlenowe, a pod siedzeniami znaleźliśmy kamizelki. Czułem jakbyśmy spadali w dół, szybko, szybciej... W końcu poczułem mocne uderzenie, przed oczami zobaczyłem tylko ciemność...

♥ ~ Lisa ~ ♥
Siedziałam na kanapie w salonie i oglądałam popołudniowe wiadomości. Najbardziej co przykuło moją uwagę to pewna wiadomość, po której poczułam w sercu jakby się coś stało..
"  ~ Dziś dokładnie o godzinie 16 na lotnisku na Ibizie rozbił się samolot, zginęło 180 ludzi, 20 w ciężkim stanie helikoptery transportują do tutejszego szpitala. Okazało się, że samolot miał problemy z wyciągnięciem podwozia i pilot musiał lądować awaryjnie. Więcej szczegółów już wkrótce.. ~ "
Moje serce zaczynało bić coraz mocniej, i mocniej. Dlaczego ? sama nie wiem. Gapiłam się w ekran telewizora nie dowierzając. Nagle usłyszałam dzwonek w moim telefonie informujący o nadchodzącym połączeniu. Zobaczyłam że to Samanta.
- No cześć Sam co tam?
- Słyszałaś co się stało na Ibizie? - powiedziała drżącym głosem
- Tak, współczuje tym ludziom, którzy stracili bliskich w takich okolicznościach.
- Nie rozumiesz!
- Ale czego?
- Mario!
- Co Mario ? - powiedziałam przerażona
- Mario leciał tym samolotem by cię odzyskać!
- CO! - krzyknęłam z płaczem.
- LISAA!!!
Nawet się nie rozłączyłam, wybiegłam z domu i z płaczem leciałam do szpitala, w którym przyjmowali poszkodowanych. W sercu miałam nadal nadzieję, że on żyje, nie zginął. Walczy dla mnie i Nicolasa. W końcu dotarłam do szpitala wbiegłam na recepcję i czekałam aż łaskawa recepcjonistka odłoży telefon.
- Przepraszam, przywożą tutaj ludzi z wypadku samolotowego. Jest już może lista, kto żyje?
- Tak, jakiś policjant ją ma, ale nie wiem gdzie poszedł. A jest pani kimś bliskim?
- Mój narzeczony leciał tym samolotem i muszę się dowiedzieć czy on żyje.
- poczekaj tutaj kochanie chwilę, pójdę poszukać tego policjanta.
Usiadłam na krzesełku obok recepcji, przecierałam ręce o ręce i płakałam. Po niecałej godzinie przyszła z policjantem. Wstałam i podeszłam do niego.
- Mógłby mi pan powiedzieć, czy pan Mario Gotze przeżył?
- A kim pani jest?
- Narzeczoną
- Dobrze - spojrzał na kartkę i zaczął po niej jeździć palcem mrucząc nazwisko Mario - Tak jest
Na moim sercu zrobiło się lżej, czekałam na tą wiadomość. Zaczęłam bardziej płakać. Razem z jakąś pielęgniarką podeszłam pod salę w której będzie leżał po operacji. Usiadłam na krzesełku i modliłam się by wszystko się udało....

~ ♥♥♥ ~


Mijała już szósta godzina, a oni jak go operowali tak operowali. Babcia przywiozła mi jedzenie do szpitala, chwilę posiedziała i z małym wróciła do domu. Powiedziała, że ona się nim zajmie, Nico pił już z butelki więc nie było problemu. Zaczęłam chodzić tam i z powrotem, nadal płacząc. W końcu z sali wyszedł lekarz. Od razu udałam się do niego
- Co z nim ? - zapytałam ze łzami w oczach
- Pani jest?
- Narzeczoną
- Pan Gotze stracił dużo krwi, były duże komplikacje ale udało nam się. Miał szczęście, pan Mario siedział na tyle samolotu, co ocaliło mu życie, ponieważ samolot rozbił się przodem. Jest w ciężkim ale stabilnym stanie. Aktualnie jest w śpiączce, ale proszę się nie martwić niedługo z tego wyjdzie...
- Dziękuje panu, nawet nie wie pan jak mi ulżyło
- Wiem niech się pani nie martwi - uśmiechnął się. - Będzie pani mogła do niego wejść jak pielęgniarki wszystko po podłączają i przewiozą go na salę
- Dziękuje
- Proszę...
Mimo wszystkich łez które przez niego wylałam zrozumiałam, jak jest dla mnie cholernie ważny. Nie potrafiłam go tak teraz zostawić, moje serce nadal biło dla niego. Po trzydziestu minutach w końcu mogłam do niego wejść. Głowa, nogi, ręce całe ciało miał obandażowane. Cały był blady. Usiadłam na krzesełku obok jego łóżka i delikatnie chwyciłam jego dłoń. W ogóle jej nie puszczałam....
__________________________
Taki jakiś :D .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz