Ze mną wszystko było już w porządku, dziś wypuszczali mnie do domu. Lecz z Nico było słabo. Mały nadal walczył o życie, chociaż, że lekarze mówili, że wszystko będzie w porządku pomylili się. Podobno ciężko przeszedł noc, martwiłem się o niego nie chciałem go stracić, był to mój jedyny syn. Chłopaki wspierali mnie i Lisę, oni też kochali małego. Wypis dopiero miałem dostać pod wieczór, około południa przyjechali do mnie policjanci.
- Witamy
- Dzień dobry
- No to mamy dla pana kilka pytań
- Dobrze...
- Czy pamięta pan co się stało tamtego dnia?
- Wie pan wracałem z synkiem z treningu. Gdy nagle czarny mercedes wjechał w nas z bardzo dużą prędkością, a później uderzyliśmy w jeszcze jeden samochód, dalej to obudziłem się już w szpitalu
- Mówi pan, że czarny mercedes, może pamięta pan numery rejestracyjne?
- Nie nie pamiętam
- A może widział pan twarz kierowcy?
- Wie pan... - za jąkałem się - Znam to auto, kierowcę również.
- To może nam pan powiedzieć kto to?
- To był... to był - nie mogłem wykrztusić słów - To był Marco Reus
- Czyli dobrze podejrzewaliśmy widzisz Jonas - zwrócił się do kolegi
- Miałeś rację Hans, trzeba jak najszybciej wysłać list gończy - powiedział - Dziękujemy pany, to ważna informacja. Życzymy dużo zdrowia dla pana jak i syna, żeby wyszedł z tego cało.
- Dziękuje..
Przez ten wczorajszy wieczór analizowałem jak to mogło się stać, że mój przyjaciel chciał nas zabić. Może wtedy miałby Lisę dla siebie.
- Mario Idioto skończ tak myśleć!! -
W końcu lekarz przyniósł mi wypis i mogłem pójść zobaczyć do syna. Widok ten mnie przraził, lekarze i pielęgniarki w białych kitlach okrążyły go dookoła, jeden dźwięk, jedna chwila. Już wiedziałem, mój syn nie żyje. Z oczu poleciał mi strumień łez, nie mogłem ich opanować, opadłem na ziemię i zacząłem beczeć. Lisa niedługo po tym przyjechała do szpitala, gdy się dowiedziała była cała roztrzęsiona, zalana łzami. Oboje nie mogliśmy uwierzyć, że straciliśmy naszego małego kochanego syna. Felix odwiózł nas do domu i razem z An zostali z nami. Wiedzieli, że sami nie damy sobie rady...
♥ ~ Lisa ~ ♥
Nie!, Nie!, Nie!. Nie mogłam w to uwierzyć, przecież lekarz mówił, że wszystko będzie dobrze, że Nicolas będzie żył. Leżałam na łóżku i beczałam, nie mogłam się opanować, cała się trzęsłam. Mario leżał obok mnie i mocno tulił do siebie, głaszcząc mnie po głowie, lecz wiedziałam, że jemu też łzy ciekną po policzkach. Na szczęście mieliśmy przyjaciół, którzy wspierali nas cały czas. An z Felixem zajęli się Niną. Ja nie miałam do tego siły, ani głowy. Moje ręce całe drżały, mogłabym jeszcze ją upuścić, lub coś gorszego. Moje myśli ogarniały tylko wspomnienia, mój mały ukochany brzdąc, który zawsze był uśmiechnięty, szczęśliwy. Zawsze potrafił mnie rozweselić. Moje serce ogarniała pustka, cholerna pustka, której chyba nikt nie zapełni. Nico zawsze będzie w moim serduszku, zawsze będę kochać mojego bąbla. Mimo tego że nie ma go już z nami...
_________________________________________
Wydarzenia takie, ponieważ jak ma się doła to same wiecie ; c . Czekam na waszą krytykę.
Nie wierzę, że Nico nie żyję.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się. :(