Około 15 byliśmy już w Dortmundzie. Do domu podwiózł mnie Piszczek, który jechał w moja stronę. Podziękowałem kumplowi za podwózkę i wszedłem do domu. Na progu od razu zostałem przywitany przez syna, później poszedłem do kuchni w której urzędowała moja ukochana żona.
- Cześć kochanie - objąłem ją od tyłu i dałem buziaka w policzek
- Jejku Mario, przestraszyłeś mnie - odsunęła się ode mnie i uderzyła lekko w ramię.
- A to za co?
- za to że cię kocham głupolu - pocałowała mnie namiętnie
- Teraz ci nie popuszczę, opowiadaj co się dzieje?
- Mario, nie teraz proszę
- Lisa skarbie obiecałaś, więc słucham
- No dobrze... Ale obiecaj mi, jedno!
- hmm?
- Że po tym wszystkim mnie nie zostawisz
- Obiecuje, ale powiesz mi w końcu?
- Okey... - przeciągała - Gdy zostawiłeś nas pod opieką Reusa, on powiedział mi, że mnie kocha, chciał mnie pocałować raz, ale się odsunęłam, za drugim razem mi się nie udało. Odepchnęłam go i kazałam mu się wynosić. Przepraszam!
- Ty nie masz za co. Tak cię kocham, teraz idę coś załatwić, niedługo wrócę.
- Gdzie idziesz ?
- Do niego
- Nie zrób mu krzywdy!
- Nie obiecuje!
- Mario do cholery!
Nic więcej nie odpowiedziałem, wsiadłem w swój samochód i pojechałem do domu Marco. Zaparkowałem go na parkingu i udałem się do drzwi. Wszedłem do środka, Reus siedział na kanapie i pił kawę.
- Ty gnoju!, jak mogłeś!
- Ale Mario o co ci chodzi? - udawał zdziwionego
- O co mi chodzi, jak mogłeś pocałować moją żonę. Nigdy ci tego nie wybaczę rozumiesz, jesteś zwykłym sukinsynem! - mój prawy sierpowy wylądował na jego twarzy - a i jeszcze jedno, nie zbliżaj się do mojej rodziny!
Wyszedłem z jego posiadłości trzaskając drzwiami. Po piętnastu minutach byłem już w domu.
♥ ~ Lisa ~ ♥
Bałam się, miałam nadzieję, że Mario nic nie zrobił Marco. Nie chciałam, by miał jakiekolwiek konsekwencje za to. W końcu wrócił do domu. Przyszedł do mnie do kuchni, usiadł do stołu. Podałam mu obiadu, w końcu usiadłam na przeciw niego.
- Mario?
- Słucham?
- Co mu zrobiłeś?
- Dostał tylko w gębę.
- Tylko?!
- Mógł pomyśleć co robi, jesteś moją żoną. Nikt mi cię nie odbierze, zawsze będę o was walczył i bronił na każdym kroku.
- Słodki jesteś
- No wiem - wytknął mi język
- haha i skromny..
- heh ma się ten dar - poruszał brwiami i obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
Chwilę później, gdy już zjadł, włożyłam naczynia do zmywarki i całą rodziną wybraliśmy się na spacer. Gdzie spotkaliśmy...
_________________________________________
Przepraszam że taki krótki, ale jeszcze chcę nadrobić na pozostałych dwóch blogach. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;*
Genialny rozdział!Ciekawa jestem kogo spotkali.
OdpowiedzUsuńMarco się należało, tak nie powinien zachowywać się przyjaciel. Czekam na kolejny. Pozdrawiam :)